Rozmowy z krajem kontrolowane, przerywane, listy z Polski ze stemplami na kopercie OCENZUROWANE, a w Haparandzie toczyła się kilkutygodniowa kampania o to, aby członkowie ekipy nie zostali wysłani do ośrodka dla uchodźców, który znajdował się we Flen.
- Rada miasta Haparandy podjęła jednogłośnie decyzję o tym, że okres przystosowania do życia w Szwecji spędzimy w Haparandzie i w tym czasie klub, jak i miejscowi politycy traktowali nas jako gości - wspomina Bernard KNITTER - Decyzja o tym czy zostaniemy w Haparandzie, czy pojedziemy do ośrodka dla uchodźców należała do nas. Jeden z Radnych Haparandy pojechał razem ze mną do Flen – spotkaliśmy się z kierownictwem tego ośrodka i pokazali mi jakie są warunki, jak wygląda życie uchodźców. Po tej wizycie nie miałem problemu z podjęciem decyzji – ośrodek dla uchodźców był już obozem dla uchodźców. W Haparandzie czuliśmy, że jesteśmy wśród przyjaciół w rodzinie, nawet w prasie pisano o nas „dzieci Haparandy”.
Hotel w Haparandzie, w którym mieszkali nasi reprezentanci
Wydarzenie związane z ogłoszeniem stanu wojennego w Polsce i naszym pobytem w tym czasie na turnieju w Haparandzie odbiły się szerokim echem w Szwecji, jak i na świecie. W trudnych dla nas dniach, gdy byliśmy niepewni o losy naszych najbliższych bardzo cenne było wsparcie i pomoc szwedzkich przyjaciół – szczególnie mieszkańców Haparandy.
Do Haparandy wyjeżdżaliśmy na trzydniowy turniej i nie byliśmy przygotowani na srogą zimę. Temperatura sięgała wtedy -45 stopni Celsjusza. Nie mieliśmy odpowiednio ciepłych ubrań i butów. Wtedy - w kilka dni po decyzji o tym, że ekipa zostaje - zaopatrzono nas w ciepłe ubrania, czapki, kurtki, buty. To wszystko otrzymywaliśmy bezpośrednio od producentów. Oni zwracali się do nas, aby podać rozmiary poszczególnych rzeczy i błyskawicznie wysyłali nam paczki. Mały problem był wtedy z butami dla Tomka (waga ciężka), bo jego rozmiaru nie było w seryjnej produkcji - rozmiar chyba 51 - i musieli robić jako zamówienie specjalne.
To oni też organizowali akcje wysyłania paczek do Polski dla naszych rodzin, ale nie tylko. Wysyłano paczki też do domów dziecka, domów starców, a nawet do niektórych kościołów (parafii). W akcję pomocy włączyli się kierowcy ciężarówek z sąsiedniej Finlandii. Ci kierowcy, którzy jeździli do Polski po polskie wyroby w ramach kontraktów handlowych. W tamtą stronę załadowane były paczkami. Robili to pomimo że na granicy polskiej zdarzały się wypadki, że tych paczek nie wpuszczano.
Wieczór Wigilijny w Haparandzie u rodziny SCHEYNIUS
Wieczór wigilijny spędziliśmy u rodziny Scheynius. Yrvis był prezesem Sądu w Haparandzie, a jego żona Radną w Radzie Miasta Haparanda. W same święta mieliśmy spotkanie w miejscowym kościele z księdzem katolickiego kościoła, proboszczem parafii z Lulei odległej o 130 km od Haparandy, który odprawił specjalne nabożeństwo i udzielił nam błogosławieństwa.
Spotkanie z polskim księdzem
Jako grupa zapaśników otrzymywaliśmy oferty pracy z możliwością uprawiania sportu z wielu klubów szwedzkich i zagranicznych.
Pierwszy podziały grupy nastąpił w odezwie na zaproszenie klubu Gevle. Z klubem tym, już w okresie poprzedzającym nasz wyjazd do Haparandy, miał kontakty klub PAFAWAG Wrocław, a polegały one na zasadzie obustronnej wymiany sportowej. Wtedy kilku zawodników tego klubu razem z trenerem Kalinowskim skorzystało z tego zaproszenia i przenieśli się do Gevle, gdzie przebywają do dziś.
Kolejne oferty, z których skorzystali zawodnicy to bardzo atrakcyjna oferta fabryki samochodów w Trollhetan oraz oferty ze Skane z klubów z Hoor, Horby i Tollarp. Grupa wałbrzyska usytuowała się w Skane, a w samej Haparandzie pozostał Franas.
W Haparandzie otrzymywaliśmy wiele życzliwych i przychylnych nam korespondencji. Listy kierowane do nas jako ekipy przychodziły na adres Vandrarhemu lub Policji w Haparandzie. To wszystko było dla nas mobilizujące do tego, abyśmy jak najszybciej mogli być samodzielni, sami na siebie zarabiać i rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.
Był jeden list ze Skane krytykujący nas za to, że chcemy zostać, że zabieramy pracę Szwedom. Ten list jednak wbrew zamierzeniom jego autorów jeszcze bardziej nas zmobilizował do tego, abyśmy jak najszybciej zaadoptowali się do życia w nowej rzeczywistości. W odpowiedzi napisałem, że nikomu pracy nie zabieramy, że bierzemy każdą pracę, do której nie ma chętnych Szwedów – zaproponowałem autorowi listu, że jeżeli naprawdę potrzebuje pracy to ja jestem w stanie odstąpić jemu swój etat (pracowałem jako drwal) i jestem pewny, że znajdę lepszą pracę – odpowiedzi od autora listu już nie było.
Losy uczestników tych wydarzeń potoczyły się różnie, ale jedno warte jest podkreślenia, że nikt z nas nie był w tych czasach bezrobotnym. Wszyscy zaadoptowaliśmy się do warunków szwedzkich, chociaż czasami było to kosztem naszych krewnych i znajomych, którzy znajdowali się w Polsce. Rodziny w większości zostały połączone, choć trwało to pięć lat, a czasem dłużej. Młodzi zawodnicy już tu na miejscu zakładali rodziny. Żony znajdowali zarówno wśród szwedek, ale częściej Polki mieszkające w Szwecji.
"Dzieci Haparandy” mają teraz swoje dzieci i wnuki, niektórzy mogą szczególnie pochwalić się udaną rodziną pod względem sportowym, tym jak kontynuują sportowe tradycje. Przykład? Ryszard Pacek , który ma dwóch synów, a obaj czynnie uprawiają sport, co prawda nie zapasy, ale pokrewne Judo. Robin i Martin to najlepsi zawodnicy szwedzcy w judo. Mają na swoim koncie wiele sukcesów na arenie międzynarodowej. Reprezentowali Szwecję na Igrzyskach Olimpijskich w Rio i Tokio, a nie wykluczone jeszcze, że młodszy z nich wystąpi w Paryżu. Obaj ukończyli studia. Szczególny powód do dumy ma również Zbigniew Kalinowski, którego syn został profesorem - wykładowcą na Uniwersytecie w Sorbonie.
Grupa „Weterani Zapasów Haparanda 1981” złożyła w 2010 roku wnioski o przyznanie „solidarnościowych medali wdzięczności”. Medale zostały przyznane czterem osobom, mieszkańcom Haparandy, najbardziej zasłużonym w pomocy Polakom w czasach stanu wojennego, Medale otrzymali:
Pelle Stalnacke, były zapaśnik, był wszystkim w klubie. Zarządzał hala, organizował akcje zbiórek, a przede wszystkim opiekował się naszymi reprezentantami. Załatwiał pieniądze, pracę, oddał im do dyspozycji swój dom.
Yrvis Scheynius, który był wtedy prezesem sadu w Haparandzie,
Olle Bjorken, był prezesem klubu w Haparandzie i prezesem Szwedzkiego Związku Zapaśniczego,
Tomas Johansson, pózniejszy Mistrz Świata, srebrny i brazowy medalista Igrzysk Olimpijskich, który wtedy był młodym, dobrze zapowiadającym się zawodnikiem. To On i Jego Rodzina, była głównym inicjatorem i fundatorem paczek wysyłanych do Polski. To Oni pierwsi za nasze zakupy w ich sklepie spożywczym nie brali od nas pieniędzy.
Medal wdzięczności na uroczystej gali w Gdańsku odebrał osobiście Tomas Johansson. Pozostałe trzy medale, w tym jeden Irvysa Scheyniusa pośmiertnie, zostały wręczone w polskiej ambasadzie w Sztokholmie. Historia i pamięć są pielęgnowane nadal.
- W zeszłym roku byliśmy w Haparandzie z okazji 40-stej rocznicy stanu wojennego - opowiada Bernard KNITTER. Zostaliśmy przyjęci na specjalnie zwołanej Radzie Miasta Haparanda. Wręczyliśmy statuetki „Złotej Róży” dla bohaterów tamtych czasów, a na grobach tych, co w międzyczasie odeszli zlożyliśmy wieńce i zapaliliśmy znicze. Radzie MIasta wręczyliśmy tablicę upamiętniającą wydarzenia grudnia 1981r. Od miasta otrzymaliśmy kopię obrazu miasta Haparanda.
Zdjęcia: archiwum prywatne Bernarda KNITTERA
Opracował: Piotr Werbowy