26.01.2021
OPOWIEŚCI OBOK MATY

Wojownik i Piękna

Nudnawy poranek w redakcji Przeglądu Sportowego. Rok 2000, jakoś latem. Przeglądam stronę wyników z dnia poprzedniego. Jakiś turniej zapaśniczy i rzucająca się w oczy egzotyka. Imię - Farid, nazwisko - Ahadpour.

Gwardia Warszawa. Miejsce pierwsze albo drugie, nie ma to zresztą większego znaczenia. Chwytam za telefon, ktoś – pewnie jakiś trener odbiera – i umawiam nieznajomego na wizytę w redakcji…
Przychodzi dwóch. Wyższego znam. Wysoki, uśmiechnięty, czapka na głowie z daszkiem obróconym za kark. Taka była moda, wręcz trend światowy. Jego akurat znam. Roześmiany to Michał STANISŁAWSKI, czołowy polski wolniak, kolekcjoner – jak się później okaże – tytułów Mistrza Polski. Drugi niższy, lekko poważniejszy, jednak tylko lekko. Ciemniejsza karnacja, powiew egzotyki, na pierwszy rzut oka widać, że to miły człowiek…

- To Farid Ahadpour, też zapaśnik – przedstawia Michał. – Mój brat – dodał. A widząc moje zdziwienie pośpieszył z wyjaśnieniami: - Farid przyjechał do nas z Iranu. Splot przeróżnych okoliczności sprawił, że musiał opuścić swój kraj. Wybrał Polskę.  Teraz nad Wisłą ma ojczyznę, ma też dziewczynę. Naszą dziewczynę znad morza. Piękną że hej… Farid ma marzenie, chce reprezentować Polskę, zdobywać medale. Dobrze mu tu!

- Brat?  - Dopiero po tym przemówieniu gościa z daszkiem nad karkiem zdołałem zadać krótkie pytanie.

- Ano brat. Tak postanowiliśmy i już tak zostanie…

Przeprowadziłem wywiad z Faridem. Po polsku, bo sympatyczny nieznajomy już naszym nadwiślańskim narzeczem władał całkiem znośnie. Później udaliśmy się w warszawski plener by strzelić kilka fotek. Rozstaliśmy się…

Czasami w życiu bywa tak, że pierwsze spotkanie z niewyjaśnionych przyczyn skutkuje kolejnymi. Gdybym nie zerknął w kolumnę wynikową, pewnie bym nigdy Farida nie poznał. Tymczasem los sprawił, że od tej chwili na BRACI wpadałem regularnie w różnych miejscach. W sklepie, jakiejś przychodni lekarskiej, po prostu na ulicy. Zacząłem też śledzić jego sportową karierę. Zostanie olimpijczykiem czy nie. Nie został, z czasem moje zainteresowanie osłabło. Nie wiedziałem jednak wszystkiego.

Z Dianą poznali się w Mielnie na dyskotece. – A właściwie poznawałam go dwa razy. Za pierwszym trochę obawiałam się podejść. Być może przestraszyłam się trochę tej jego egzotyczności. Ale później tańczyliśmy. Choć chyba bardziej to ja tańczyłam, a on próbował.
Diana przyjechała do Warszawy, zamieszkała wraz z Faridem na Gwardii.

- Stolica trochę mnie przytłaczała, jednak było nam dobrze. Farid walczył, ja pracowałam i nawet podjęłam studia dziennikarskie. Z różnych powodów nie wyszło. Nie dało się skończyć. Pojawiły się inne problemy…
Farid dopiął swego o tyle, że dostał się do polskiej kadry. Kadry nie byle jakiej, bo olimpijskiej przed Atenami…


- Zaczęły występować niedobre symptomy – opowiada Diana. – Drętwiała mu ręka co dyskwalifikowało Farida podczas zawodów, pojawiało się zniechęcenie. Walczył – nie tylko w Polsce – i zwyciężał nad silnymi zawodnikami, ale coś pękło. Przechodził badania lekarskie, wykryły uraz kręgosłupa.

- Operacja? Wybierać właściwie nie było z czego. Gwarancji poprawy lekarze nie dawali. Pięćdziesiąt procent wskazywało na to, że Farid mógł znaleźć się na wózku inwalidzkim.
Badania nie wykryły jednak wady serca niedobrej, wrodzonej i mocno nieprzychylnej. Postanowiliśmy zatem – choć nie była to łatwa decyzja – wyjechać do Szwecji. Farid miał tam rodzinę, nieźle sytuowaną. Koniec końców pojechaliśmy. Był początek roku 2004…


W Szwecji wszystko układało się jak najlepiej. Farid pracował za dwóch, Diana też rzuciła się w wir pracy. – Brat Farida miał restaurację, kelnerowaliśmy. Zaręczyliśmy się. Byłam w ciąży.
29 października 2004.Niepokoiłam się, bo Farid długo nie wracał z pracy. Miałam taki telefon na kartę, jednak ta się wyczerpała. Postanowiłam udać się na pobliską stację benzynową. Miałam złe przeczucia. Coś mi podpowiadało że…

Diana znalazła Farida w samochodzie. Nie żył. Uruchomiono monitoring. Chłopak wracał do wozu, upuścił klucze. Gdy się schylał zapewne stracił przytomność. Późniejsza sekcja zwłok – aorta napełniona krwią jak balon. Może gdyby wcześniej przeprowadzono zabieg, wczepiono by pasy historia by się potoczyła szczęśliwiej…

- Muszę podziękować rodzinie Farida. Za ich nieustającą obecność przez pierwsze czterdzieści dni. Mojej mamie, której należy się medal. Chłopakom z Gwardii Warszawa, którzy w tych trudnych dla mnie momentach odwiedzili mnie w Szwecji. Jeszcze raz wszystkim dziękuję. I tysiąc razy będzie za mało…

Ze związku Diany z Faridem urodził się Arash Mateusz. Niedługo siedemnastolatek. Kapitalny chłopak, sportowiec. Diana ukończyła w Szwecji studia. Należy w nowej ojczyźnie do absolutnego topu tańca sportowego i ukonczyla kurs instruktora. Próbowała nowego związku, nawet wróciła na rok do Polski do nowego partnera. Nie zlikwidowała swoich spraw w Szwecji i dlatego mogła tam wrócić. Napisała książkę „Biały Orzeł Wsród Wikingów”. Fantastycznie reprezentuje siebie i swoje dwie ojczyzny…
Farid nie został sportowym bohaterem Polski, jednak było blisko. Żyje we wspomnieniach kolegów. Napisał kapitalną kartę, zbliżył dwa narody. FARID – w Iranie to słowo oznacza PRZODOWNIK albo TEN PIERWSZY

Historię opowiedziała Grzegorzowi Pazdykowi Diana Kicia, żona Farida Ahadpoura
Na zdjęciach Farid Ahadpour z żoną, ekipa Gwardii Warszawa, dyplomy turniejowe Farida Ahadpoura, syn Farida i Diany przy grobie ojca.
Foto: archiwum prywatne Diana Kicia

Chcesz byćna bieżąco?

dodaj

* Osobie, która przekazała dane Administratorowi Danych, przysługuje prawo do nakazania “zapomnienia danych”. W każdej chwili może ona zdecydować o wypisaniu się z newslettera poprzez kliknięcie w link przesylany wraz z newsletterem i usunięciu swojego adresu e-mail z bazy danych