Jedni zdobyli medale, inni przełknęli gorycz porażki. Jak to zwykle w sporcie bywa. W Kostrzynie zdarzyło się jednak coś wyjątkowego. Udało się tam trzech zapaśników z Uczniowskiego Klubu Sportowego Olimpijczyk Kędzierzyń-Koźle i wszyscy wrócili z medalami. Skuteczność – można powiedzieć – doprawdy zabójcza. Mało tego – cała trójka dotarła do ścisłego finału, a to już wyczyn zasługujący na podziw najwyższy. Ale i to nie wszystko – śmiało można powiedzieć, że każdy z tych chłopaków dopiero wkracza na prawdziwą drogę sportowego trudu. Wszyscy są bardzo młodzi i perspektywiczni, a dwaj to prawdziwe "małolaty" w gronie seniorskich "wyjadaczy"…
Najmniejsze zaskoczenie wywarł fakt wywalczenia medalu przez Piotra Duka w kategorii 77 kg. Ten dwudziestotrzylatek już kilkakrotnie dawał się we znaki konkurentom. Dwa lata temu wdarł się na najwyższy stopień podium krajowego czempionatu. Tym razem musiał zadowolić się srebrnym krążkiem ulegając w decydującej potyczce Patrykowi Bednarzowi z RCSZ Olimpijczyka Radom. Można powiedzieć, że w tym przypadku Olimpijczyk z Radomia okazał się minimalnie lepszy od Olimpijczyka z Kędzierzyna.
- Nie jestem do końca zadowolony z tego srebra – powiedział po turnieju Piotr. – Jednak zważywszy okoliczności, mianowicie fakt, że ostatnio gnębiły mnie kontuzje, ten wynik muszę uznać za dobry. Moja forma była sporą niewiadomą. Przegrałem z Patrykiem, z którym w przeszłości przegrywałem. Jesteśmy – można powiedzieć – takimi dyżurnymi rywalami. W sumie jestem zatem zadowolony, choć apatyt na pewno miałem większy.
Piotr Duk – mimo młodego wieku – po medal mistrzostw Polski sięgnął już po raz czwarty. I z pewnością nie ostatni.
W wadze 72 kg po srebro sięgnął Kevin Metel. Był to jego debiut w „dorosłych” zawodach.
- Pragę podziękować wszystkim, którzy się do tego sukcesu przyczynili – powiedział wyraźnie wzruszony Kevin. - Mojemu tacie Bogusławowi, Jackowi Skrzypczakowi i trenerowi personalnemu od siły, Miłoszowi Kubackiemu. Walczyło mi się rewelacyjnie, zrobiłem wszystko co mogłem zrobić, by ten medal wywalczyć. W decydującej walce poległem z Geworgiem Sakahianem. Doskonały Ormianin z Kartuz był zdecydowanie poza moim zasięgiem, jednak to zapaśnik klasy światowej i przegrana z nim może mnie tylko utwierdzać w przekonaniu, że przede mną ogromna praca do wykonania. Uwielbiam zapasy, w naszej rodzinie walka na macie to niemal święta tradycja. Walczył – i to z powodzeniem i sukcesami mój tata, przewracali się na macie bracia – Radek i Kamil. Zapasy to wielka sprawa, jednak mam też inne obowiązki – jestem uczniem technikum w Nowym Tomyślu. Co mogę więcej powiedzieć – mam nadzieję, że to dopiero początek kolejnych sukcesów. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pokazać z jak najlepszej strony w zawodach międzynarodowych. To inny poziom, inne wyzwania, jednak próbować trzeba.
Do tej samej klasy technikum w Nowym Tomyślu uczęszcza Grzegorz Hildebrand. Wygrał w cuglach rywalizację w kategorii do 55 kg. Młodzik stoczył cztery walki i w każdym przypadku kończył rywalizację już w pierwszej rundzie nie pozostawiając przeciwnikom najmniejszych złudzeń. Łopatki przeplatały się z przewagą punktową. Nie stracił przy tym ani jednego punktu technicznego. Zważywszy na fakt, że do tej pory szczycił się jedynie wicemistrzostwem kraju wśród juniorów, ten wyczyn należy uznać za niemal historyczny.
- Sam właściwie nie wiem co mam powiedzieć – stwierdził Grzegorz. – Z uwagi na mój wiek, nie mam ani takiej postury ani siły jak moi starsi, bardziej doświadczeni rywale. Muszę zatem nadrabiać wszystko techniką. I tym razem wszystko udało mi się doskonale. Ja zawsze daję z siebie sto procent, tym razem też tak było. Jestem nawet zdziwiony, że wszystko potoczyło się tak gładko. Przy okazji wiem, że sporo muszę jeszcze poprawić.
- Siłę?
- Też, jednak nie za bardzo. Tylko trochę, bo to wiąże się ze zmianą sylwetki. Zanadto rozbudowana może ograniczyć szybkość i wpłynąć na obniżenie jakości techniki. Tę zresztą też muszę jeszcze udoskonalić. W przeciwieństwie do Kevina ja tradycji zapaśniczych w rodzinie nie mam. Ale interesowały mnie zawsze sporty walki. No, to nie było rady. Tata musiał mnie zapisać do sekcji w Orlętach Trzciel. Tak to się wszystko zaczęło.
Podobnie jak wspomniany Kevin, tak i Grzegorz marzy o karierze międzynarodowej. Ta powinna stać przed "młodymi" otworem…
Na koniec ciekawostka i tak jedynie poniższe słowa należy traktować. Wiele źródeł podaje, że najprawdopodobniej równe tysiąc lat temu urodził się niejaki Hildebrand, który później został wybrany papieżem i przyjął imię Grzegorza VII. To on zmusił Henryka IV do upokorzenia się w słynnej Canossie. Czy nasz Grzegorz Hildebrand stanie się zawodnikiem klasy światowej? Czas pokaże… Warto jednak przynajmniej próbować realizować swoje marzenia…
Rozmawiał z zawodnikami i historię opowiedział : Grzegorz Pazdyk
Foto: profil FB UKS OLIMPIJCZYK Kędzierzyn Koźle