Moim i Państwa gościem jest dziś trener zapasów stylu wolnego reprezentujący klub LKS MAZOWSZE Teresin Artur Albinowski, pod którego wodzą zawodnicy Kadry Narodowej wywalczyli cztery medale Mistrzostw Europy 2022 w Budapeszcie.
Na zapaśniczej macie
- Jak z perspektywy czasu i z pozycji trenera ocenia Pan ten start naszych „wolniaków” w Budapeszcie
Artur Albinowski
- To był bardzo dobry start. Gdy przejrzałem historię występów polskiej reprezentacji stylu wolnego to okazało się, że taka sztuka udała się tylko pięć razy od 1966 roku, kiedy rozegrano pierwsze Mistrzostwa Europy w zapasach w stylu wolnym z historycznym medalem Lesława Kropa. Cztery medale na Mistrzostwa Europy zdobyliśmy w 1974, 1979, 1980, 1984 i 1986 roku, nigdy nie zdobyliśmy więcej niż czterech medali. Po 36 latach udało się powtórzyć te historyczne sukcesy, a było bardzo blisko, by je pobić.
Na zapaśniczej macie
- No i piąte miejsce drużynowo w Europie! A czego zabrakło do pobicia rekordu?
Artur Albinowski
- O brązowy medal walczył Krzysiu Bieńkowski i walczył dobrze, niestety przegrał na punkty. Szansę dostał też Kamil Rybicki, jednak przegrał w repasażu. Fajnie powalczył też Patryk Ołenczyn i myślę, że jeszcze będzie mógł pokazać na co go stać. Radosław Marcinkiewicz, który dobrze wszedł w turniej, mam wrażenie trochę „spalił się” wychodząc do walki z Azerem, a bardzo liczyłem na medal ze strony Radka.
Na zapaśniczej macie
- Ale mogło być też lepiej i medalowo. Eduard Grigorev prowadził w pojedynku półfinałowym z Ormianinem już 6:0 i przegrał ostatecznie 8:13.
Artur Albinowski
- No tak, ale to była taka sytuacja, że Eduard dał się zaskoczyć, a później broniąc w parterze tak zwany młynek, nie zmieniając pozycji całego ciała przestawiał tylko kilkukrotnie za plecy swoją rękę. Sędziowie liczyli to jako dwa punkty dla przeciwnika. Powstała przewaga, której już nie był w stanie odrobić. Pozostali medaliści Sebastian Jezierzański, Zbigniew Baranowski i Robert Baran mogli tez wrócić z medalami innego koloru, przegrali minimalnie swoje pojedynki półfinałowe, walcząc z dużo bardziej utytułowanymi przeciwnikami.
Na zapaśniczej macie
- A jak Pan ocenia występ swojego wychowanka Kamila Rybickiego?
Artur Albinowski
- Kamil ma trochę problemów zdrowotnych, walczył na tyle na ile mógł. Trochę szkoda, że nie wykorzystał szansy w repasażu.
Na zapaśniczej macie
- To teraz o tym jak to jest być trenerem kadry i zaliczyć na swoje konto taki sukces?
Artur Albinowski
- To nie jest tak, że to jest na moje konto. Oczywiście ja kierowałem całymi przygotowaniami, ale nie ma co ukrywać, że objąłem kadrę po Yusupie (Abdusalamovie). On z kolei miał już jakiś materiał od trenerów klubowych i wcześniejszych trenerów kadry. Więc ten sukces to wypadkowa pracy wielu osób.
Na zapaśniczej macie
- To jak wyglądała początek pracy z kadrą?
Artur Albinowski
- Gdy zakończyła się współpraca Yusupa z naszą reprezentacją ja jeszcze byłem dyrektorem sportowym, ale uczestniczyłem w zgrupowaniach czy wyjazdach kadry, więc zaproponowano mi objęcie stanowiska pierwszego trenera. Wiadomo, że człowiek ma jakoś życie poukładane, własna praca, praca w klubie i decydując się na bycie pierwszym trenerem musi jakoś to wszystko poukładać i z czegoś zrezygnować. Oczywiście stanowisko trenera pierwszej kadry nie obejmuje się „na zawsze”, a ja miałem być tylko "pełniącym obowiązki”. Otrzymałem zapewnienie, że jeśli będzie sukces na Mistrzostwach Europy, to będę miał możliwość prowadzenia nadal kadry narodowej i to w jakiś sposób mnie przekonało. To był jednocześnie zaszczyt i radość z tego, że można pracować z chłopakami. Oczywiście, żeby się poświęcić zadaniu musiałem zrezygnować z pracy w klubie, a na moje miejsce wszedł mój syn. Z natury jestem niepoprawnym optymistą, wierzyłem mocno i po cichu liczyłem, że ten sukces uda się odnieść, aby praca trenerska nie skończyła się po trzech miesiącach.
Zaskoczyła mnie trochę decyzja PZZ o zorganizowaniu konkursu na trenera pierwszej kadry i to tuż przed Mistrzostwami Europy. Jeszcze wtedy sukces nie był przesądzony, ale nie było też mowy o porażce, więc trochę chyba przed czasem było to zrobione. Nie wpływa to dobrze ani na trenera, ani na zawodników.
Na zapaśniczej macie
- Okazało się, że nie przeszkodziło to w osiągnięciu sukcesu.
Artur Albinowski
- No tak, a gdy już udało się go wywalczyć miałem nadzieję, że będzie to uwzględnione w konkursie, do którego przystąpiłem po powrocie do kraju….
Na zapaśniczej macie
- O tym za chwilę porozmawiamy, bo chciałbym jeszcze zapytać o same przygotowania do mistrzostw.
Artur Albinowski
- Prace trenerska rozpocząłem w styczniu. Wiadomo, że każdy nowy trener ma jakiś zasób swojej ulubionej i według niego skutecznej techniki. Próbuje zaraz nią zachwycić i nauczać prowadzoną grupę, ale ja nie poszedłem tą drogą. W przygotowanych do Mistrzostw Europy postawiłem na optymalne przygotowanie motoryczne naszych zawodników, ze szczególnym uwzględnieniem rozwoju mocy i szybkości.
Z mojej strony starałem się wykorzystać wszystkie znane mi i dostępne techniki oraz metody przygotowania ciała do maksymalnego wysiłku na zawodach. Chłopcy zaufali mi, a ja im, szczególnie w końcówce przygotowań, gdzie pozwoliłem na bardzo dużą indywidualizację treningów. Miedzy obozami dostawali rozpiski treningów do wykonania. Zaryzykowałem i okres BPS (bezpośredniego przygotowania startowego) rozpoczęliśmy od jednego z rodzajów treningu wysokogórskiego: mieszkaj wysoko – trenuj nisko (LHTL – „live high–train low”). Zawodnicy mieszkali w pokojach ze sztuczną hipoksją, nie doborem tlenu, a trenowaliśmy na obiektach COS-u Zakopane. Wprowadziłem do kadry współpracę z uznanym psychologiem sportu Marcinem Kwiatkowskim, byłem otwarty na propozycje i sugestie zawodników. Trener uczy się całe życie, ja ciągle uczestniczę choćby na konferencjach trenerskich, podpytuję utytułowanych trenerów innych dyscyplin, to właśnie za podpowiedzią trenera kadry olimpijskiej wioślarek, wprowadziłem trening wysokogórski do BPS.
Trochę nie mieliśmy szczęścia do turniejów, które były zaplanowanie przed mistrzostwami. Niestety oba, na których mieliśmy się sprawdzić zostały odwołane z powodu pandemii.
Na zapaśniczej macie
- To jak było z tym konkursem na trenera pierwszej kadry stylu wolnego?
Artur Albinowski
- To była trochę dziwna sytuacja. Miałem przecież słowo, że będę mógł kontynuować swoją pracę, gdy będzie sukces. Sukces niewątpliwie był, a okazało się, że w międzyczasie rozpisano konkurs. Powiedziano mi, że nie powinienem się martwić i żebym wystartował, i wystartowałem… Na komisji otrzymałem pytanie, którego bym się nie spodziewał. „Czy jestem pewien, że podołam, bo byłem niskiej klasy zawodnikiem i jestem niskiej klasy trenerem?” Mocno mnie to zaskoczyło. Pominę przez grzeczność kto je zadał i nie będą tego komentować. Niech świadczy to tylko o kulturze osobistej i wiedzy merytorycznej jednego z członków komisji konkursowej. Poza tym, to było trochę dziwne, skoro właśnie wróciłem z mistrzostw z sukcesem, co oznaczało, że chyba przygotowania przebiegły prawidłowo i poradziłem sobie.
Przedstawiłem swój plan nie tylko na pierwszą kadrę, ale bardziej kompleksowy, bo uważam, że trener pierwszej kadry seniorów powinien być też odpowiedzialny za młodsze kategorie wiekowe. Miałem też bardzo konkretny pomysły na tegoroczne przygotowania do Mistrzostw Świata. W maju chciałem zrobić zgrupowanie wysokogórskie, a BPS do Mistrzostw bezpośrednio po turnieju Wacława Ziółkowskiego chciałem rozpocząć znowu od mieszkania w pokojach z hipoksją. Dalej chciałem rozwijać prace z psychologiem, wciągnąć do współpracy trenera od przygotowania motorycznego Piotra Żurawika. Planowałem zakup urządzeń, które pozwalają szybko samemu trenerowi oznaczanie poziomu kwasu mlekowego i kinazy kreatynowej, by w sposób naukowy, a nie tylko na tzw. „czutki” trenera i zawodnika kontrolować efekty treningu.
Niestety z jakieś przyczyny moja kandydatura nie została wybrana.
Wspomnę jeszcze, że sam przebieg konkursu też był dziwny. O rozmowie z kandydatami zapomniano mnie powiadomić i z całkowitego zaskoczenia połączono mnie zdalnie. Na wniosek jednego z członków Zarządu odsunięto od konkurs w-ce prezesa do stylu wolnego, bo wywodzimy się z jednego klubu. Później okazało się, że małżonek wnioskodawcy, jeździ jako trener współpracujący na obozy kadry… Jeden z członków komisji konkursowej mnie obrażał pytaniami poniżej poziomu, a drugi chyba „w ramach wdzięczności” za dokonany wybór, jeździ teraz jako drugi trener z nowo wybranym trenerem kadry…
Na zapaśniczej macie
- Jest Pan rozczarowany?
Artur Albinowski
- Nie będę ukrywał, że postawiłem wszystko na jedną kartę. Zrezygnowałem z pracy w klubie, chyba bezpowrotnie, bo teraz musiałbym zająć miejsce syna. Miałem słowo, że będę mógł kontynuować pracę jeśli będzie sukces i był, więc ktoś nie dotrzymał słowa. Jestem rozczarowany, bo ja wywiązałem się jak najlepiej potrafiłem, a teraz pomimo tego muszę znów znaleźć swoje miejsce i zapewnić rodzinie byt.
Na zapaśniczej macie
- Jak w takim razie widzi Pan swoją przyszłość w zapasach?
Artur Albinowski
- Hmm… trudne pytanie. Muszę pomyśleć nad tym. Może już czas pożegnać się z zapasami….
Na zapaśniczej macie
- Życzę jednak wytrwałości :) Dziękuję za rozmowę.
Artur Albinowski
- Dziękuję również.
Rozmawiał: Piotr Werbowy
Zdjęcia z prywatnego archiwum Artura Albinowskiego