26 05 2024

Wiedziałem, że już nie dam sobie wyrwać tego zwycięstwa

wywiad-main.jpg

Moim i Państwa gościem jest Arkadiusz KUŁYNYCZ, wychowanek klubu ZKS Miastko i trenera Kazimierza WANKE, a obecnie zawodnik RCSZ OLIMPIJCZyK Radom i trenerów Zdzisława KOLANKA oraz Włodzimierza ZAWADZKIEGO, „klasyk” który na światowym turnieju kwalifikacyjnym wywalczył dla Polski kwalifikację do Igrzysk Olimpijskich, a dla siebie „bilet do Paryża”.

Na zapaśniczej macie
- Na początku składam Panu najserdeczniejsze gratulacje od siebie i od wszystkich, którzy złożyli je pod postem o Pana sukcesie, a było ich mnóstwo. Ceremonia wręczenia kwalifikacji zaraz po walce, powitanie na lotnisku, powitanie w Gorzowie, wywiad w jednej z ogólnopolskich telewizji, był czas ochłonąć i nacieszyć się tym ważnym krokiem, wywalczeniem prawa do reprezentowania Polski na Igrzyskach Olimpijskich?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Dziękuję bardzo. Widziałem, faktycznie było ich mnóstwo to tym bardziej cieszy. Szczerze, to ciągle coś się dzieje, jestem zapraszany do różnych stacji telewizyjnych, radia i tym podobne. Teraz czas zdecydowanie przyspieszył. Wyjeżdżałem wcześnie rano, a wracałem wieczorem, gdy dzieci już spały.

Na zapaśniczej macie
- Nie udało się dostać do Tokyo, potem operacja, długi powrót do zdrowia, do formy i do rywalizacji na najwyższym poziomie. Nie wszystko po drodze szlo po myśli, szczególnie w rywalizacji międzynarodowej. Miał Pan gdzieś w głowie myśl, zwątpienie, co będzie jeśli się nie uda zdążyć z formą, nie uda się wywalczyć kwalifikacji?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Tak, to prawda, tych mniej przyjemnych rzeczy w życiu sportowca nie udało mi się uniknąć. Kontuzje, pech na turnieju kwalifikacyjnym do Tokio, walki z działaczami i wiele innych w tym nie pomagały. Ciężki moment był, ale nigdy nie pojawiło się zwątpienie żeby powiedzieć dość. Pomogła rodzina i przyjaciele, którym z tego miejsca dziękuję. Do Turcji jechałem z konkretnym nastawieniem i celem wywalczenia dla Polski kwalifikacji do Paryża. Wszystko podporządkowałem pod ten start, więc nie mogło być inaczej.

Na zapaśniczej macie
- Zacznijmy od pierwszej walki, Japończyk Soh SAKABE. Trudno walczy się z rywalami, z którymi nie walczyło się nigdy? Jak podchodzi Pan do takich pojedynków, gdy nic nie wie się o przeciwniku, nie ma się planu na niego?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- To prawda z Japończykiem nigdy nie walczyłem, była to pierwsza walka, a takie zawsze są trudne. Trzeba być bardzo skoncentrowany i dobrze wejść w turniej.

Na zapaśniczej macie
- Druga walka i znany Panu Kirył MASKEVICH. Na Mistrzostwach Świata Seniorów 2021 przegrana na punkty 5:7, tym razem początek zgodny z Pana taktyką, aby pierwszym pójść „do parteru”. Runda kończy się prowadzeniem, a w drugiej rundzie sędziowie sygnalizują już pasywność rywala i wtedy… no właśnie co się wydarzyło?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Mistrzostwa Świata w Oslo hmm... Tam wszystko zrobiłem dobrze i na koniec chęć udowodnienia wyższości i pokazania, że jestem lepszy się zemściła. W ostatnich sekundach straciłem punkty i przegrałem. W Stambule też obraliśmy dobrą taktykę. Czułem się w tej walce bardzo dobrze nie forsowałem tempa w pierwszej rundzie. W drugiej zacząłem nadawać tempo i walczyć w moim stylu, co zauważyli sędziowie. Złapaliśmy klamrę i muszę tutaj powiedzieć szczerze, że się zawahałem z rzutem, bo była na to możliwość, a gdy przeszło mi to przez myśl to Maskievich wykonała akcje i niestety przegrałem.

Na zapaśniczej macie
- Można teraz gdybać, ale bardziej na potrzeby analizy przyszłych pojedynków zapytam. Ta klamra była potrzebna? NIe lepiej było ją zerwać?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Też już wiem, że nie (smiech), ale tak to już jest, ten kto wykonuje akcje techniczne ten wygrywa. Białorusin podjął ryzyko i mu się udało. Mam nadzieję, że jeżeli spotkamy się na Igrzyskach w Paryżu to ja będę górą. Jak to mówią do trzech razy sztuka...

Na zapaśniczej macie
- Pojedynek repasażowy z Rumunem Nicu Samuel OJOG. Pierwsza runda idzie Pan do parteru i broni pozycji parterowej, a w drugiej wykorzystuje pozycję uprzywilejowaną w parterze i „wózkiem” akcentuje swoje zwycięstwo. Taktyka i scenariusz walki jak z rozpisanego planu, taki jak Pan lubi?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Długo rozmawialiśmy z trenerem Zawadzkim o taktyce walki na Rumuna, bo wiemy jak bardzo jest ważna w tych decydujących starciach. Ogólnie, plan był inny. To ja miałem od początku narzucać tempo i gonić przeciwnika od pierwszych sekund. Ale gdzieś w duchu poczułem, że walka może się inaczej układać, nie na naszą korzyść i po rozpoczęciu walki stwierdziłem, że lepiej będzie jak pierwszy pójdę do parteru, wybronię parter i kolokwialnie mówiąc „zabezpieczę się”. Poza przeciwnikami obserwuję też sędziów i z reguły, gdy w pierwszej rundzie jeden z zawodników trafiał do parteru, to w drugiej sędziowie dawali też szanse ataku  przeciwnikowi. Tak się stało, dodatkowo wykonałem wózek, który dał spokojne zwycięstwo.

Na zapaśniczej macie
- Walka o brązowy medal z Turpalem BISUŁTANOVEM, podopiecznym naszego polskiego trenera Szymona KOGUTA. Pierwsza runda kończy się niekorzystnym wynikiem 2:5, ale im dłużej trwa walka, a Pan trzyma spokój w obronie tym przeciwnik traci więcej sił i zaczyna gubić punkty. Przy remisie 5:5 mam wrażenie, że mocno słabnie, czego konsekwencją jest uznanie przez sędziów jego pasywności. Oglądając tą walkę miałem wrażenie, że „nie ruszyła” Pana strata punktowa z pierwszej rundy. Konsekwentnie robił Pan swoje jak „kropla, która drąży skałę”. Znacie się bardzo dobrze nie tylko z rywalizacji ale z pracy na zgrupowaniach. Jaki był plan na ten pojedynek?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Początek walki z Duńczykiem i szybka strata punktów. Następnie Bisultanov próbuje wykonać akcję z wyniesienia, ale zostaje przeze mnie skontrowany. Sędziowie dają punkty Duńczykowi, ale po szybkiej konsultacji z trenerem decydujemy się zakwestionować ocenę sędziów rzucić tzw. "Protest" i słusznie, ponieważ moja kontra okazała się skuteczna i to ja zdobyłem punkty. Następnie ląduję w parterze, gdyż zostałem uznany przez sędziów zawodnikiem pasywnym. Bisultanov wykonuje wynoszenie, które daje mu kolejne dwa punkty i tak kończy się runda. Wiedzieliśmy o tym, że im dłużej będzie trwała walka, będę zdobywał większą przewagę. Duńczyk nie dysponuje dużą wydolnością i tutaj widziałem swoją szansę. Strata punktów w pierwszej rundzie nie zrobiła na mnie wrażenia, konsekwentnie wszedłem w drugą rundę i szybko zdobyłem punkt. Po tej akcji już wiedziałem że nie mogę zrobić kroku w tył, tylko ciągle trzymać presję, aż w końcu przeciwnik zacznie popełniać błędy. Planem na walkę było ustawienie się prawą stroną, konsekwentnie wykluczanie lewej ręki przeciwnika, trzymać napór i robić zbicia, które miały na celu jeszcze bardziej zmęczyć przeciwnika. A jak dobrze wiemy, zmęczony zawodnik popełnia więcej błędów i tak było też w tym przypadku.

Na zapaśniczej macie
- Ostatni pojedynek kwalifikacji, przed Panem „wrota do Paryża”, chyba - jeśli się nie mylę - najważniejsza walka w całej karierze. Jak nie „pęknąć” pod „takim ciśnieniem” własnych marzeń, oczekiwań, chęci niezawiedzenia siebie, trenerów, kibiców, chęci wykorzystania - być może ostatniej szansy w karierze zapaśniczej? Jak udźwignąć taki ciężar psychiczny? Ma Pan jakieś sprawdzone sposoby?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Tak, to była najważniejsza walka, ze względu na jej wagę. W głowie przewijało się bardzo dużo myśli i różnych scenariuszy. Ciężko jest mi opisać jak ogromny ładunek emocjonalny miała dla mnie ta walka. Jakbym miał porównywać, to chyba narodziny moich dwóch wspaniałych córek dały takie emocje.  Jestem świadomym zawodnikiem, który przeszedł w zapasach chyba wszystko. Wiem jak wielka rzesza kibiców mnie wspiera i nie chciałem nikogo zawieźć. W głowie towarzyszyła mi tylko jedna myśl. Idź, walcz i wygrywaj. To twój czas. Starałem się nie wybiegać nigdzie indziej niż walka z Gruzinem. Powtarzałem sobie to będzie twoje sześć minut i musisz dać z siebie wszystko. Koncentrowałem się na tym małym kółku na środku maty i wizualizowałem jak będę się cieszył po zwycięstwie.

Na zapaśniczej macie
- Gruzin Lasha GOBADZE, multimedalista imprez kontynentalnych i światowych, uczestnik Igrzysk Olimpijskich. Zdawało by się, jakby znał Pana taktykę „pierwszego parteru” i w drugiej rundzie zaczyna od dynamicznych, można powiedzieć mocno agresywnych ataków. To burzy plan „oddania przez sędziów pasywności”, bo to Pan ponownie idzie do parteru, a rywal prowadzi 2:0. Jak odnajduje się Pan w pojedynkach, gdy „burzy się plan”? Frustruje to Pana, nakręca, zmusza do myślenia? No właśnie, czy jest czas w ciągu tych kilku minut na opracowanie nowej strategii, czy też działa się instynktownie?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- To prawda, Gruzin mnie zaskoczył i agresywnie napierał w drugiej rundzie. Co daje mu uprzywilejowaną pozycję i prawo ataku w parterze. Przegrywam 0:2, ale nie przestaję wierzyć w zwycięstwo. Moja pierwsza myśl, gdy wędrowałem do parteru... Musisz to wybronić, to jeszcze nie koniec! Skuteczna obrona i sędziowie podnoszą walkę do stójki. W trudnych momentach staram się zachowywać spokój, pracować i czekać na odpowiedni moment do ataku.

Na zapaśniczej macie
- Pana spokój i konsekwencja w pracy nad rywalem przyniosły owoc. Ataki na początku drugiej rundy sprawiły, że przeciwnik stracił mnóstwo energii i w końcu sędziowie „dali mu pasywność”. Jedna akcja do wykorzystania, dzieli Pana od życiowego sukcesu. Być może to ostatnia szansa, a Pan po prostu robi swoje, jakby to była „rutyna”. Kierują Pan rywala do partery, był czas pomyśleć nad wagą tej „szansy”?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Nigdy nie przestaję wierzyć w zwycięstwo. Wiedziałem, że to jest moja ostatnia szansa i trzeba ją wykorzystać. W momencie gdy Gruzin wędruje do parteru w myślach powtarzam jak mantrę musisz zrobić wózek, to da Ci kwalifikację dla Polski i bilet do Paryża.

Na zapaśniczej macie
- To była kluczowa akcja, wykonał Pan „wózek” w pozycji uprzywilejowanej, który dawał zwycięstwo przy remisie. Rywal tuż po przetoczeniu wali pięścią w matę, jakby wiedział, że już przegrał, choć do końca pozostało jeszcze trochę czasu. Kiedy do Pana dotarło, że to już, że za chwilę odbierze Pan „bilet do Paryża”?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- W ferworze walki, po zrobieniu "wózka" kątem oka widziałem, że mój przeciwnik uderza ręką w matę, a ja w tym momencie wiedziałem, że już nie dam sobie wyrwać tego zwycięstwa.

Na zapaśniczej macie
- Jak Pan planuje przepracować te kilka miesięcy do najważniejszego turnieju w karierze?

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Obecnie odpoczywam i spędzam czas z Rodziną. Do treningów wracam od następnego tygodnia.  Na początku czerwca wyjeżdżam na zgrupowanie reprezentacji do Władysławowa. Spędzę tam dwa tygodnie, następnie kierujemy się do Warszawy na Memoriał Władysława Pytlasińskiego, ale pojadę tam w roli kibica. W lipcu wystartuje w międzynarodowym turnieju w Madrycie, z którego bezpośrednio dołączę na kolejne zgrupowanie reprezentacji również do Władysławowa i to będzie bezpośrednie przygotowanie do Igrzysk. Chwila odpoczynku w domu, naładowanie baterii z rodziną i w drogę, na krótki przystanek do Spały, a następnie wylot po marzenia do Paryża

Na zapaśniczej macie
- W takim razie życzę owocnej pracy, skutecznego odpoczynku i już od dziś zaciskam kciuki przed tymi najważniejszym z turniejów sportowych, a żeby „nie zapeszać” nie będę życzył nic, poza pełnym zdrowiem do i na czas Igrzysk Olimpijskich.

Arkadiusz KUŁYNYCZ
- Bardzo dziękuję i pozdrawiam Wszystkich sympatyków i kibiców zapasów.

Rozmawiał: Piotr Werbowy
Zdjęcia UWW

Galeria

Chcesz byćna bieżąco?

dodaj

* Osobie, która przekazała dane Administratorowi Danych, przysługuje prawo do nakazania “zapomnienia danych”. W każdej chwili może ona zdecydować o wypisaniu się z newslettera poprzez kliknięcie w link przesylany wraz z newsletterem i usunięciu swojego adresu e-mail z bazy danych