Na zapaśniczej macie
- Na początek wielkie, wielkie gratulacje. Operacja i długi powrót do formy, potem kilka startów bez sukcesów i wreszcie postawienie wszystkiego na jedną kartę - wywalczenie „biletu olimpijskiego” w turnieju kwalifikacyjnym. Ścieżka jaką Pan przeszedł, aby dostać się na Igrzyska była jak gotowy scenariusz na film, który świetnie pokazuje czym jest „walka sportowca o marzenia”?
Arkadiusz Kułynycz
- Dziękuję bardzo. Tak to prawda, los mnie nie oszczędzał. Starty w imprezach mistrzowskich bez wywalczenia medalu, niestety też nie pomagały. Jestem dojrzałym zawodnikiem i wiedziałem, że tylko poprzez postawienie wszystkiego na jedną kartę jestem w stanie wywalczyć bilet do Paryża. Tak jak Pan powiedział, droga po kwalifikację nie była łatwa i dlatego fakt jej zdobycia tym bardziej cieszy.
Na zapaśniczej macie
- Najważniejszy dla sportowca turniej, czy da się opisać różnicę między startem w mistrzostwach świata, a startem w Igrzyskach Olimpijskich?
Arkadiusz Kułynycz
- Różnica jest ogromna. Sama nazwa Igrzyska przyprawia mnie o ciarki na ciele i pokazuje, że to wyjątkowe wydarzenie, które odbywa się raz na cztery lata. Wioska, możliwość spotkania sportowców z całego świata, z różnych dyscyplin, obcowanie z nimi to coś pięknego, czego na przykład nie można doświadczyć na Mistrzostwach Świata. Dodatkowo przy Igrzyskach jest dużo większe zainteresowanie medialne.
Na zapaśniczej macie
- Wszystko podporządkował Pan pod ten start. Być może to była ostatnia szansa dla Pana na medal olimpijski. Co było dla Pana kluczowe w przygotowaniach do tych zawodów?
Arkadiusz Kułynycz
- Zdecydowanie. Ale czy to była ostatnia szansa na zdobycie medalu olimpijskiego to jeszcze się okaże... Na decyzję przyjdzie czas. Z pewnością kluczową rolę odegrał tutaj mój trener Włodzimierz Zawadzki. Był przy mnie na dobre i złe. Jest to osoba, która daje mi poczucie pewności i zaufanie, które jest najważniejsze. Był wybitnym sportowcem i jest wybitnym trenerem, a takich ludzi jest bardzo, bardzo mało...
Na zapaśniczej macie
- Irańczyk był świetnie dysponowany na tym turnieju, ale była szansa pokonać Zhana Beleniuka. Miał Pan dwie pozycje uprzywilejowane, a przeciwnik wyglądał na mocno zmęczonego pod koniec pojedynku. Było blisko brązowego medalu, ale czegoś brakło… no właśnie, czego?
Arkadiusz Kułynycz
- Irańczyk w tym dniu był bezkonkurencyjny i to trzeba mu przyznać, za to w walce o brązowy medal miałem szansę wygrać i do samego końca w to wierzyłem, niestety się nie udało. Tak jak Pan powiedział, miałem dwie szanse na zdobycie punktów w pozycji parterowej, przy pierwszym ataku miałem bardzo dobry uchwyt i zabrakło naprawdę niewiele żeby wykonać rzut i chyba tego w tej walce najbardziej żałuję. W drugim ataku też niestety nie wykonałem akcji technicznej. Czego zabrakło hm... myślę, że trochę sportowego szczęścia, bo przygotowany byłem najlepiej w swojej dotychczasowej karierze.
Na zapaśniczej macie
- Gdyby miał Pan szansę walczyć drugi raz o „brąz” z Ukraińcem, co zmieniłby Pan w taktyce, tempie walki, czy innych elementach?
Arkadiusz Kułynycz
- Zawalczyłbym dokładnie tak samo jak w pierwszej walce. Taktyka była dobra, tempo walki też, była agresja, wiara i siła. Szkoda, że zabrakło trochę szczęścia. W tym dniu Zhan był ode mnie sprytniejszy i lepszy.
Na zapaśniczej macie
- Po Pana przegranej, a raczej po wywiadzie jaki Pan udzielił zrobiło się mocno kontrowersyjnie. Pan powiedział swoje, Prezes Andrzej Supron podał swoje wyjaśnienia w odpowiedzi na Pana zarzuty dotyczące przydziału akredytacji. To żal po przegranej?
Arkadiusz Kułynycz
- Czy żal?…. Nie wiem, ale jeśli nawet to zbiera się on we mnie przez cała karierę. NIe chcę tu wracać do sprawy zawieszenia mnie przed najważniejszymi zawodami w Polsce, przed turniejem „Pytlasińskiego” w 2019 roku. Po przywróceniu do kadry pokazałem charakterem, że z „kłodami pod nogami” też potrafię iść do przodu. Dwa lata później zdobyłem brązowy medal Mistrzostw Świata.
To ja wywalczyłem kwalifikację dla Polski na Igrzyska, a gdy poprosiłem, aby umożliwiono zabranie mi na turniej zaufanego sparingpartnera, to usłyszałem, że jeśli będę się upierał, to trener zarządzi ponownie wewnętrzną rywalizację.
Ale żeby nie odbiegać od tematu, wrócę do Pańskiego pytania. Tak, jak teraz myślę, to moje wypowiedzi nie wynikały jednak z żadnego żalu. Przegrałem rywalizację w sportowej walce, w duchu „fair play”, więc nie miałem prawa do żadnego żalu. Tak jak powiedziałem, Zhan był po prostu lepszy, więc nie był to żal, ale raczej wściekłość, że nie pozwolono mi stworzyć wokół siebie otoczenia, w którym czułbym się swobodnie nie tylko mentalnie, ale też żebym miał poczucie świetnego przygotowania do walki.
Z tego co mi wiadomo, głównym decydentem w tej sprawie był Ryszard Wolny, prezes stylu klasycznego PZZ, który w przeszłości był trenerem reprezentacyjnym. Od początku, kiedy zdobyłem kwalifikację olimpijską dla Polski, nie zgadzał się na moje prośby dotyczące sztabu. To on był człowiekiem, który nie przyzwolił na moją propozycję sparingpartnera, chciał wprowadzać swoje zasady i groził wewnętrzną rywalizacją jak już byłem pewny wyjazdu na Igrzyska. Odkąd pamiętam nie darzył mnie sympatią, utrudniał mi drogę sportową, nawet wtedy, gdy byłem najlepszym zawodnikiem w kraju.
Na zapaśniczej macie
- To zapytam teraz o te warunki, wokół których zrodziły się kontrowersje. Chciał Pan zabrać „kolegę na wycieczkę”?
Arkadiusz Kułynycz
- Mam pozwolenie, żeby mówić o nazwisku, a nie o anonimowej postaci. Chodzi o Radosława Grzybickiego, bo o nim rozmawiamy. To prawda, że Radek nie rywalizuje w zawodach i nie jest objęty centralnym szkoleniem. Karierę zakonczył kilka lat temu, ale gdy jeszcze byl zawodnikiem reprezentował Polskę na najważniejszych zawodach mistrzowskich. Jestem pewien, że gdyby dziś opłacił licencję, bo tyle wystarczy, żeby wrócił do rywalizacji krajowej, przy poziomie zapasów do jakiego doprowadził dzisiejszy zarząd byłby w stanie stanąć na podium Mistrzostw Polski i idę o zakład, że na najwyższym stopniu.
Wspólnie trenujemy kiedy tylko jestem w domu. To są naprawdę mocne treningi, bez odpuszczania. Myślę, że ta wspólna praca była sporym wkładem do tego, że wywalczyłem kwalifikację.
Radek jest też trenerem prowadzącym od pięciu lat sekcję zapaśniczą, z sukcesami. Jest pomysłodawcą i organizatorem obozu zapaśniczego na bardzo wysokim poziomie. To od niego dostałem pełną analizę wszystkich potencjalnych przeciwników na turnieju olimpijskim, rozpiskę mocnych stron, słabych stron i zalecenia taktyczne.
Ale to nie wszystko. Może nie każdy wie, ale Radek jest również nauczycielem akademickim prowadzącym zajęcia na kierunku Psychologia Sportu w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu, jest współautorem książki „Zapasy Mistrzów”, w której poruszane są problemy i wyzwania z pogranicza psychologii sportu i biznesu. W jego osobie mam więc też mocne wsparcie motywacyjne.
Dla mnie był on najlepszym wyborem, który dałby mi komfort w czasie Igrzysk w Paryżu. Dlatego odrzucam te bzdury, o "koledze na wycieczce”. Najgorsze jest to, że ci, którzy je mówią, doskonale znają Radka, jego wiedzę zapaśniczą, zaangażowanie i możliwości.
Na zapaśniczej macie
- Tu wchodzimy trochę w spór kompetencyjny. Skoro zawodnik jest objęty centralnym szkoleniem, to chyba trener decyduje o sztabie jaki z nim jedzie?
Arkadiusz Kułynycz
- Będę do bólu szczery. Nie czuję wsparcia od trenera Józefa Tracza. Utraciłem zaufanie, gdy doszło do mnie jak wypowiada się na mój temat gdzieś w postronnych rozmowach. To przelało czarę goryczy.
Był problem z ilością akredytacji, bo jest ich niewiele na Igrzyska. Każdemu zawodnikowi przysługuje trener i sparingpartner. Kodeks etyczny MKOL w artykule 1 punkt 5 mówi o tym, że uczestnikom Igrzysk należy zapewnić takie warunki bezpieczeństwa, dobrego samopoczucia i opieki medycznej, które sprzyjają zachowaniu ich równowagi fizycznej i psychicznej. Więc poprosiłem, aby sparingpartnerem był właśnie Radek Grzybicki, przy którym taki komfort czuję.
Moim trenerem od początku przygotowań do walki o Igrzyska jest Włodzimierz Zawadzki, który jest jednocześnie moim trenerem klubowym i on również daje mi takie poczucie, które wypracowaliśmy przez lata wspólnych treningów i turniejów. Poprosiłem, aby to właśnie jemu została przyznana druga akredytacja. Ten wybór uważałem również za jedyny w sytuacji braku zaufania do pierwszego trenera. Nie żądałem nic, poza zapewnieniem komfortu psychicznego i fizycznego przed najważniejszymi zawodami w życiu sportowca. No i wsadziłem „kij w mrowisko”.
Najpierw bez jakiejkolwiek analizy mojej prośby wyśmiano moją propozycję. Bez pytania mnie o zdanie powiedziano, że sparingpartnerem wyznaczonym przez trenera Tracza będzie mój przeciwnik w rywalizacji o prawo do reprezentowania Polski na Igrzyskach Szymon Szymonowicz. Z Szymonem - jak to z konkurentem i rywalem - szanujemy się sportowo i to wszystko, ale przy sytuacji jaka wyszła wokół mojego startu w Igrzyskach nabrałem wielkiego szacunku do jego osoby, po tym jak odmówił startu na turnieju w Hiszpanii, który miał być wewnętrzną rywalizacją jaką chciano zorganizować na cztery tygodnie przed Paryżem.
Zamiast przygotowywać się w spokoju postawiono mnie przed faktami dokonanymi. Trener Tracz oświadczył, że on tak, czy tak jedzie. Miejsc jest tylko trzy, a czas gonił i trzeba było podać skład sztabu. Jaki miałem wybór? Pod presją zarządu wskazałem jako sparingpartnera trenera Zawadzkiego, musiałem zrezygnować z dużej części wsparcia jakie mogłem otrzymać od Radka, na rzecz trenera do którego nie miałem zaufania.
Na zapaśniczej macie
- Wczoraj na stronie PZZ ukazało się oświadczenie zarządu. Miał Pan okazję zapoznać się z nim?
Arkadiusz Kułynycz
- Tak, to jakaś dziwna próba wybielenia się przez podanie kwot, finansowań, które wypracowałem walką i startami. Te wszystkie kwoty, to po prostu wyliczenia wynikające z ustawy o finansowaniu sportu i z programów ministerialnych, a nie z „łaski PZZ”. Mam osiem tytułów MIstrza Polski i dwa wicemistrzowskie, jestem brązowym medalistą mistrzostw świata, jestem brązowym medalistą Igrzysk Europejskich, reprezentuję Polskę na turniejach kontynentalnych i światowych, a jako jedyny „klasyk” wywalczyłem kwalifikację dla Polski na Igrzyska w Paryżu. Jeśli idzie o odniesienie się do Radka Grzybickiego to już opowiedziałem o swojej motywacji, co do jego wyboru na sparingpartnera.
Na zapaśniczej macie
- Zarząd w oświadczeniu zaprasza Pana do dialogu, może lepiej było po prostu opowiedzieć o tym na zarządzie?
Arkadiusz Kułynycz
- Zarząd zaprasza do dialogu, bo powiedziałem publicznie, co myślę. Gdyby nie zainteresowanie mediów po mojej wypowiedzi do żadnego spotkania by nie doszło. Mój dialog z zarządem przed Igrzyskami skończył się tak, jak się skończył. Odmówiono mi zorganizowania sobie sztabu, narzucono rozwiązania, straszono wznowieniem wewnętrznej rywalizacji, tylko po to, żeby postawić na swoim. Jeśli zarząd nie słucha zawodników, albo wykazuje im, że zarządowi „podskakiwać nie wolno” i jeszcze, że zarząd wie lepiej, co jest zawodnikowi potrzebne, to będziemy mieli taką sytuację jaką mamy teraz w zapasach. Jako jedyny reprezentant stylu klasycznego zostaje pozbawiony wsparcia jakiego potrzebuje na rzecz i w imię pokazania zawodnikowi gdzie jest jego „miejsce w szeregu”.
Na zapaśniczej macie
- Bardzo ostro ocenia Pan zarząd PZZ.
Arkadiusz Kułynycz
- Długo milczałem, ale już wystarczy. Mam wsparcie rodziny, przyjaciół i ogromne wsparcie wśród kibiców, które czułem w każdej sekundzie pobytu w wiosce olimpijskiej, w każdej sekundzie walki. To jest dla mnie bardzo ważne. Dostałem tyle dobrych słów przez i na telefon, że nIektórym byłem w stanie odpisać dopiero po dwóch dniach, za co przepraszam. Dużo emocji kotłowało się w głowie. Teraz czas na rozliczenia startu. To o czym opowiadam jest moim „kamyczkiem” do ogródka PZZ.
Na zapaśniczej macie
- Dziękuję bardzo, że znalazł Pan czas na rozmowę. Trzymam kciuki za dobre walki w kolejnych turniejach. Pomimo, że bez medalu, przechodzi Pan do annałów polskiego zapaśnictwa i sportu olimpijskiego jako piąty zawodnik Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Jeszcze raz gratuluję.
Arkadiusz Kułynycz
- To ja dziękuję, że mogłem na spokojnie już bez emocji opowiedzieć o wszystkim. Pozdrawiam rodzinę, moich trenerów, ekipę medyczną i fizjoterapeutów, którzy pomagali w przygotowaniach do Igrzysk w Paryżu. Dziękuje moim sponsorom, że są przy mnie i wspierają mnie w mojej pracy. Dziękuję też wszystkim kibicom, trzymajcie za mnie kciuki, walczę dalej.
Rozmawiał: Piotr Werbowy
Zdjęcie: UWW