18 05 2021

Co na to Garmul? Walka o chleb

wywiad-marek-garmulewiczii.jpg

Za nami ostatnie turnieje kwalifikacyjne do igrzysk olimpijskich w Tokio. Biało-czerwonym powiodło się słabo. Do stolicy Japonii ostatecznie uda się pięcioro zapaśników. Dwóch wolniaków, klasyk i dwie panie. Co o tym sadzi Marek Garmulewicz?

- Cóż mogę powiedzieć, szału nie ma. Rachunek jest prosty – do Tokio każda nacja może zabrać osiemnastu sportowców. Po sześciu w obu stylach męskich i tyle samo dziewcząt. Od nas pojedzie pięć osób, a to oznacza, że o trzy mniej niż przed poprzednimi igrzyskami. Taki rezultat nie może nas satysfakcjonować. Widać, że zapasy lekko osuwają się po równi pochyłej… I ten problem dotyczy nie tylko Polski.

- Co jest powodem takiego stanu rzeczy?

- Mam wrażenie, że zapasy europejskie lekko zgnuśniały. Podniósł się ogólny poziom życia i nie każdy ma ochotę wydatkować wielką masę energii po to tylko, by zdobyć jakiś medal. Liczą się inne wartości – bardziej doraźne i przyziemne. Powiem wprost – zapasy w Europie poważnie rozpieścił dobrobyt. Niektórzy mówią wprost – po co mam tyle trenować? Tylko dla lepszego samopoczucia? To się zwyczajnie nie opłaca. Efekt jest taki, że ci ludzie ćwiczą, jednak bez większego przekonania. Bo gdy się nie uda – wtedy znajdą inną drogę. Tymczasem Europę zalała fala utalentowanych zapaśników ze wschodu, z krajów byłego ZSRR. Tam zapasy zawsze były postrzegane jako misja, a przede wszystkim trampolina do wyższych poziomów bytowania. I wiele państw naturalizuje takich ochotników, którzy każdy trening traktują jak walka o chleb. Wystarczy przejrzeć składy Niemców czy Hiszpanów – aż roi się w tych reprezentacjach od wschodnich nazwisk.

- Pan też musiał przebijać się do igrzysk poprzez turnieje eliminacyjne…

- Czasy były jednak trochę inne. Przede wszystkim było dziesięć kategorii wagowych, teraz mamy sześć. Mieliśmy też więcej klasowych zawodników. Pamiętać należy też o tym, że za moich czasów do igrzysk kwalifikowało się ponad dwudziestu zawodników w każdej wadze, a teraz ledwie szesnastu. Igrzyska kurczą się liczebnie i udział w nich jest coraz większym luksusem. Do Seulu w ogóle było komfortowo bo każdy kraj wystawiał tak liczną reprezentację jaką chciał. Po rozpadzie ZSRR pojawiła się zbyt duża grupa klasowych zapaśników, zrobił się tłok i jakoś z tym problemem trzeba było sobie radzić.

- Turnieje kwalifikacyjne to taki trochę dziwny twór. Dwóch zawodników osiąga finał i nagle traci zainteresowanie zawodami? Bo igrzyska mają zapewnione, a zatem po co dalej się bić? To lekko urąga zasadom rywalizacji sportowej?

- Trochę to nie fair. Istotą walki jest wyłonienie zwycięzcy i pokonanego. Staram się zrozumieć taką postawę – po co się wysilać skoro cel osiągnięty, a można złapać przykrą kontuzję i na te igrzyska nie pojechać? Tu, niestety działa zimna kalkulacja, ale jednak praktyczna.

- U nas sytuacja szczególnie kiepsko wygląda wśród klasyków. Mamy tylko jedną nominację na Tokio, wywalczoną dość dawno temu podczas mistrzostw świata.

- Styl klasyczny to nie do końca moje poletko. Jedno jest zastanawiające – trenerem kadry jest Włodzimierz Zawadzki, pomagają też inni wielcy i złoci – Andrzej Wroński czy Ryszard Wolny. To doskonali fachowcy – najlepsi z najlepszych. Idiotyzmem byłoby twierdzić, że nie potrafią innych nauczyć tego co sami się nauczyli. A zatem problem musi tkwić w psychice, być może podświadomości zawodników. Coś nie działa do końca, coś nie jarzy. Zawodnik nie potrafi kupić tego, co pragnie mu sprzedać trener. Może potrzebne jest zwołanie jakiegoś zapaśniczego konsylium by to wszystko wyjaśnić i wyciągnąć dobre wnioski.

- Co Panu najbardziej utkwiło z tych kwalifikacji?

- Na turnieju kwalifikacyjnym wystąpiła Natalia Strzałka – zawodniczka z naszego klubu. Nie powiodło się jej, a po walce stwierdziła, że jej rywalka wcale nie była taka mocna. O co chodziło, może nie wytrzymała presji, wiedząc, że tak wielu na nią liczy? Powiem tak – zawodnik nie może mieć zakodowane, że ma zwyciężyć za wszelką cenę. On powinien mieć zakodowane, że musi dać z siebie wszystko. Jeśli to zrobi, wtedy porażka będzie mniej doskwierać…

Rozmawiał Grzegorz PAZDYK
FOTO: archiwum prywatne Marka GARMULEWICZA

 

 

Chcesz byćna bieżąco?

dodaj

* Osobie, która przekazała dane Administratorowi Danych, przysługuje prawo do nakazania “zapomnienia danych”. W każdej chwili może ona zdecydować o wypisaniu się z newslettera poprzez kliknięcie w link przesylany wraz z newsletterem i usunięciu swojego adresu e-mail z bazy danych