Tureckie, hinduskie, bułgarskie, mołdawskie zapasy to element kultury tych regionów. Do dziś pielęgnowane są one jako dziedzictwo, tradycja, a gdzienigdzie jako sport narodowy. Mało kto wie, że Polska ma podobną tradycję zapaśniczą, którą dzięki swoim badaniom przybliżył zespół badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego (Wydział „Artes Liberales”).
Moim i Państwa gościem jest dziś kulturoznawca, badacz historii i jak sam pisze o sobie „nietypowy archeolog”, pomysłodawca projektu badawczego „polskich biadów” dr Maciej Talaga.
Na zapaśniczej macie
- Każdy może obejrzeć Pana wykład i dowiedzieć się czym były „biady”, ale czy na potrzeby wprowadzenia w naszą rozmowę, mógłby Pan opowiedzieć trochę o „biadach” i co wspólnego miały one z zapasami?
Maciej Talaga
- Z chęcią! „Biady” to właśnie rodzaj zapasów – tak w 2017 roku zaczął opowieść o „biadach” mój świętej pamięci Dziadek, Wacław Niziński. Jednak takie postawienie sprawy nie wyjaśnia wszystkiego. „Biady" (lub „bziady” jak mawiają Kurpie) to nie jest po prostu synonim „zapasów”, bo nie chodzi o dowolną formę siłowania czy mocowania się z przeciwnikiem. W świetle tego, czego udało nam się dowiedzieć w toku badań, „biady” to ludowy styl zapaśniczy praktykowany dawniej w północno-wschodnich częściach naszego kraju. W swojej najbardziej rozpowszechnionej wersji miał on dość precyzyjnie określony kształt i zestaw pewnych prawideł, na czele z charakterystycznym chwytem zwanym „na krzyż” – jedna ręka (na ogół prawa) szła nad ramieniem przeciwnika, a druga pod jego pachą tak, że za jego plecami można było zapleść dłonie w solidną klamrę. W takim uścisku „chodzono w biady” lub „biadowano” starając się obalić przeciwnika na ziemię bez puszczania czy zmiany chwytu. Podczas walki zwykle nie stosowano technik nożnych (podcięć, haczenia itp.) i nie kontynuowano w parterze, co czyni z biadów format zapaśniczy w pełni „stójkowy” i zbliżony bardziej do „klasyka” niż „wolniaka”.
Na zapaśniczej macie
- Uprawia Pan szermierkę, a tu… badania nad „ludowymi zapasami”? Jak się narodził pomysł i jak ewoluował do poważnego projektu badawczego?
Maciej Talaga
- Jak wspomniałem, na trop „biadów” wpadłem przypadkowo w 2017 roku. Mój Dziadek, który dzieciństwo i młodość spędził na podłomżyńskiej wsi, opowiadał mi i mojemu rodzeństwu nieraz o różnych dawnych dziejach i zwyczajach wiejskich. Podczas jednej z takich rozmów wspomniał o, ponoć bardzo kiedyś popularnej, zabawie w „biady”. Coś mnie tknęło, żeby podpytać o nią dokładniej i w ten sposób dowiedziałem się, że Dziadek w młodości uprawiał jakąś formę zapasów. Jednak nie potrafił mi dokładniej opisać jak te zapasy wyglądały. Praktyczna demonstracja też nie wchodziła w grę, ponieważ Dziadek miał już wówczas prawie osiemdziesiąt lat i zdrowie nie pozwalało mu na taki wysiłek. Przez chwilę myślałem, że taki los i że już nic więcej się nie dowiem, ale rzecz nie dawała mi spokoju. Zacząłem szukać jakichkolwiek informacji w internecie i literaturze etnograficznej, ale bez skutku. Próby rozpytywania w muzeach ludowych albo klubach zapaśniczych z regionu również spełzły na niczym. W końcu więc zwróciłem się o pomoc do moich młodych wychowanków z klubu szermierczego i razem opracowaliśmy plan obejścia trudności językowych, które nie pozwalały Dziadkowi wyjawić nam więcej sekretów „chodzenia w biady”. Postanowiliśmy, że wykorzystamy te szczątkowe wiadomości, które mamy i zaczniemy sami trenować. Następnie, po kilku miesiącach takiego „treningu” odwiedziliśmy Dziadka w Łomży, żeby pokazać mu naszą interpretację „biadów”. Dziadek zainteresował się i pod wpływem naszych, wówczas bardzo nieudolnych, prób mocowania się opowiedział nam więcej. Te nowe informacje pozwoliły nam wrócić do treningów na macie i udoskonalić rozumienie techniki i taktyki stosowanej w „biadach”. Na tym etapie do treningów dołączyli moi doświadczeni koledzy-szermierze, a ja sam zacząłem równolegle trenować w klubie zapaśniczym (styl wolny), żeby lepiej zrozumieć ten rodzaj ruchu – moje przygotowanie jako instruktora szermierki dawało mi pojęcie o prowadzeniu treningu, ale brakowało mi specjalistycznej wiedzy i umiejętności praktycznych typowo zapaśniczych. W ciągu kolejnych lat trening przeplataliśmy wizytami u Dziadka, który widząc jak „biadujemy” mógł dawać nam wskazówki bez potrzeby uciekania się do słów, których mu brakowało – zamiast tego po prostu poprawiał nasze ruchy, to kiwając z dezaprobatą głową, to przesuwając rękę w chwycie lub nogę któregoś z nas, to znów potwierdzając, że to co robimy przypomina „biady”, które zapamiętał z młodości. Potem udało nam się dotrzeć do innych starszych osób, które kiedyś „biadowały” i niezależnie potwierdzić lub uzupełnić wiadomości, które dostaliśmy od Dziadka. W rezultacie przypadkowa wzmianka w rozmowie „o starych czasach” przerodziła się w trwający już sześć lat projekt badawczy, który w szczytowym momencie angażował siedem osób.
Na zapaśniczej macie
- Jako kibic zapasów, chciałbym podziękować za sam pomysł badań i prace nad projektem. Odkryły one nieznaną cząstkę historii - jeśli można to tak nazwać - polskich zmagań zapaśniczych. Dotychczas w obiegu funkcjonowało przeświadczenie, że na początku tworzenia się dyscypliny w Polsce zapasy trenowano i uprawiano w szkołach zapaśniczych, a kulminacja przygotowań w formie walk odbywała się podczas pokazów cyrkowych. Pan, wraz z zespołem badawczym ukazuje nam, że oprócz rywalizacji sportowej - nazwijmy ją zawodową - była też rywalizacja na poziomie „amatorskim”. Nasuwa mi się pytanie, które również pojawiło się po obejrzeniu Pana wykładu. To pytanie z serii co było pierwsze „jajko czy kura”? Zapytam więc, co w Pana opinii było pierwsze, tradycja ludowa, która później została „skomercjalizowana” w postaci pokazów zapaśniczych, czy też „biady” były formą przeniesienia pokazów zapaśniczych na grunt amatorski, ludowy?
Maciej Talaga
- Zdecydowanie skłaniam się do pierwszej hipotezy – „biady” wydają się mieć metrykę znacznie starszą niż cyrkowe zapasy spod znaku Stanisława Cyganiewicza czy Władysława Pytlasińskiego. Zacznijmy od tego, że Europa ma swoje rodzime tradycje zapaśnicze sięgające starożytności – o Greckich atletach i roli zapasów w dawnych Olimpiadach wszyscy wiedzą. Mniej osób słyszało, że zapasy, zarówno jako sztuka samoobrony, jak i sport walki, nie zniknęły wraz z upadkiem Cesarstwa Rzymskiego i napływem ludów barbarzyńskich, takich jak Germanie, Hunowie czy Słowianie. Średniowiecze kultywowało rozmaite formy sztuk walki – w tym moją ukochaną szermierkę – i w znacznej mierze kontynuowało, choć w zmienionej postaci, tradycje antyczne. Przedstawienia zapaśników pojawiają się na marginesach pięknie iluminowanych ksiąg przepisywanych przez mnichów we wczesnośredniowiecznych klasztorach, na ścianach kościołów, czy na gzymsach ratuszów miejskich. Jednak pełniejszy obraz zapasów europejskich przynosi późne średniowiecze, kiedy kultura pisma przeniknęła do miast i tam rozkwitła. To właśnie mieszczanie z wielką werwą zabrali się za zapisywanie traktatów przechowujących i objaśniających rozmaite umiejętności uważane za „rycerskie” – w wykładzie filmowym, o którym Pan wspomniał cytuję jeden taki traktat zapaśniczy, napisany i zilustrowany przez sławnego niemieckiego artystę z początku XVI wieku, Albrechta Dürera, ale tego rodzaju dzieł jest więcej zarówno wcześniej, w XV stuleciu, jak i później. Ukazują one coś w rodzaju zapaśniczej „gleby” czy „podłoża”, z którego z całą pewnością „biady” w jakiś sposób się wywodzą. Nie umiem jednak, przynajmniej na razie, określić dokładniej kiedy „biady” pojawiły się w formie, którą opisali przepytani przez nas świadkowie – najstarszym świadectwem „biadów na krzyż”, do którego udało nam się dotrzeć jest pamiętnik Aleksandra Pieńkowskiego, żołnierza II Rzeczpospolitej urodzonego w Drozdowie koło Łomży, który szeroko i dokładnie opisał swoje „chodzenie w biady” w latach 1919–1920. Istniały więc one już w „dojrzałej” postaci za czasów, kiedy wspomniany Cyganiewicz za oceanem zdobywał zapaśnicze mistrzostwo świata.
Na zapaśniczej macie
- W ramach wykładu nie daje Pan jasnej odpowiedzi, co do genezy „biadów”. Uwzględniając pryzmat antropologiczny-kulturowy, czyli to, że takie ludowe zapasy narodziły się w wielu miejscach na świecie oraz uwzględniając etapy rozwoju dziecka, jego „pierwsze próby gimnastyczne”, rywalizację z rówieśnikami, przepychanki dziecięce, czy można skłaniać się ku tezie, że rywalizacja w formie zapasów jest gdzieś zakodowana genetycznie w gatunku ludzkim?
Maciej Talaga
- Powiedziałbym, że nie tylko ludzkim – zapasy uprawiają wszystkie naczelne, niedźwiedzie, misie koala, warany z Komodo, żaby, a nawet niektóre żuki! Natura wyposażyła wszystkie te istoty, wliczając nas, w chwytne kończyny, mocne głowy lub karki oraz odporne na uderzenia tułowia, co potencjalnie czyni z naszych ciał skuteczną broń. Nie wydaje się więc w sumie aż takie dziwne, że „przepychanki” czy „przewracanki” pojawiają się instynktownie w zabawach ludzkich dzieci, a większość bójek wybuchających pomiędzy niewyszkolonymi w walce osobami szybko przyjmuje postać szarpaniny.
Na zapaśniczej macie
- Zapasy tureckie, bułgarskie, hinduskie, które uprawiane są na poziomie właśnie amatorskim, zazwyczaj lokalnie, ale mają swoje ogromne wieloletnie tradycje pozostają jednak dla kibiców zapasów w Polsce egzotyką. Pana badania pokazują, że ta egzotyka nie jest aż tak odległa. Dlaczego - w Pana opinii - ludowa tradycja zmagań zapaśniczych jest kontynuowana w wymienionych krajach, a w Polsce zanikła?
Maciej Talaga
- To doskonałe pytanie – i trudne! Pytani o to, nasi świadkowie winą za zanik „biadów” obarczają zwykle telewizję oraz, bardziej ogólnie, zmiany społeczne na wsi, które doprowadziły do rozluźnienia tradycyjnych więzi międzyludzkich. W szczególności wydaje się im chodzić o to, że pojawienie się telewizji, a potem także internetu, pozwoliło mieszkańcom wsi zaspokajać potrzebę rozrywki bez wychodzenia z domu, a więc także bez spotykania osób spoza najbliższej rodziny. Wydaje się to dość prawdopodobnym wyjaśnieniem. Jeśli dodamy do tego zmiany w technice rolniczej, zwłaszcza szeroką mechanizację, stanie się jasne, że z wiejskiej codzienności zniknęło bardzo wiele sytuacji, które dawniej sprzyjały „chodzeniu w biady” – młodzi chłopcy nie spędzają na ogół popołudni na doglądaniu pasących się nad rzeką krów i „biadowaniu” dla zabicia nudy, a dorośli nie młócą wspólnie cepami ani nie koszą łąk ręcznymi kosami, nie ma więc okazji do spotkań w gronie kawalerów, których w przerwach podczas pracy roznosi energia i potrzeba rywalizacji. Mało kto też chadza do roboty czy do kościoła piechotą, więc upadł zwyczaj „biadowania” na poboczu drogi, przy okazji przypadkowego spotkania ze znajomym. Nie jestem jednak pewien, czy to jedyne powody – podobne procesy zachodziły i zachodzą także w innych krajach. Obok tych, które Pan wymienił można podać także Szkocję albo Szwajcarię, które zachowały mimo wszystko swoje ludowe style zapaśnicze (odpowiednio „backhold” i „Schwingen”) i uczyniły z nich żywe, względnie popularne tradycje. Dlaczego w Polsce stało się inaczej? Nie umiem na razie dociec…
Na zapaśniczej macie
- Ma Pan jakieś plany, co do dalszych badań w temacie „polskich zapasów ludowych”?
Maciej Talaga
- Pewnie, że tak! Choć w tej chwili lepiej chyba mówić o „marzeniach” raczej niż „planach”, bo różne zobowiązania zawodowe i rodzinne ograniczają mocno moje możliwości poświęcania się badaniu i trenowaniu „biadów” hobbystycznie, „po godzinach”. Nie składamy jednak broni – wystąpiliśmy o grant w Narodowym Programie Rozwoju Humanistyki, który, gdyby udało nam się go dostać, pozwoliłby pociągnąć badania dalej. W jego ramach chcielibyśmy odwiedzić jeszcze kilka osób, świadków z którymi dotąd nie rozmawialiśmy, a także dokończyć dokumentację tych technik zapaśniczych stosowanych w „biadach”, które dotąd zdołaliśmy przetrenować. Naszym celem jest udostępnić je wszystkim zainteresowanym.
Na zapaśniczej macie
- Jak można wykorzystać wiedzę o tradycji „ludowych zapasów” w Polsce? Ma Pan jakiś pomysł na rozpropagowanie jej?
Maciej Talaga
- Staramy się propagować „biady” przez nasz fanpage na Facebooku a także współpracę z Fundacją Adama Chętnika oraz animatorami kultury lokalnej z Kurpiowszczyzny (pozdrawiam Pana Roberta Niedzwieckiego!). W kończącym się właśnie roku mieliśmy też możliwość przeprowadzić szereg prelekcji i praktycznych warsztatów dla dorosłych i dzieci dzięki grantowi uniwersyteckiemu z programu IDUB. Pomogło to nam poszerzyć sieć kontaktów, dotrzeć do nowych świadków i zainteresować nieco tematem lokalne instytucje kultury. Gdzieś w luźnych planach mamy też napisanie książki podsumowującej nasze ustalenia. W przyszłości chcielibyśmy także przeprowadzić więcej warsztatów, żeby propagować „biady” i, być może, doprowadzić do tego, że w Polsce trenować ten styl zacznie ktoś jeszcze, oprócz nas.
Na zapaśniczej macie
- Trzymam kciuki, aby po naszej rozmowie pojawiło się kilka propozycji, co do zorganizowania pokazów, prezentacji lub wykładów przy okazji choćby turniejów zapaśniczych czy pikników sportowych. Dziękuję pięknie za przywrócenie pamięci z pogranicza historii zapaśnictwa i za poświęcony czas.
Maciej Talaga
- To ja dziękuję w imieniu swoim i całej załogi „Projektu Biady”, bardzo się cieszę, że wiedza o naszych rodzimych zapasach idzie dalej w świat!
Rozmawiał: Piotr Werbowy
Zdjęcia: screeny z rekkonstrukcji "biadów"
Wykład doktora Macieja Talagi na temat „biadów”, polskich zapasów ludowych można obejrzeć na kanale YOU TUBE