06 05 2021

Babcine marzenie się spełniło

wywiad-anhelina-lysak.jpg

Foto: Rafał Oleksiewicz dla PZZ

To był pojedynek, który na pewno rozgrzałby publiczność do białości gdyby… publiczność była. Niestety, ta kapitalna walka odbyła się w warunkach ciągle aktywnej pandemii i cudowne zwycięstwo Anheliny ŁYSAK nad Ukrainką, Aliną HRUSZYNĄ JAKOBIJĄ podziwiali jedynie nieliczni….

 

- W pewnym momencie zrobiło się już nieciekawie – przeżywa raz jeszcze walkę Anhelina. – Bo przegrywałam wysoko, już chyba 3:8. Jednak cuda czasami się zdarzają. Rywalka popełniła błąd i znalazła się w pozycji zagrożonej. Takich okazji nie wolno marnować i Anhelina doskonale sytuację wykorzystała. Sprawa została "zatuszowana". W terminologii zapaśniczej oznacza to nic innego jak odklepanie łopatek. Walka została zakończona. Finał warszawskich mistrzostw Europy dla Polski.

 

I tu koniecznych będzie kilka słów wprowadzenia. Anhelina to też Ukrainka. Dziewczyna licząca dwadzieścia trzy wiosny startuje jednak dla Polski. Ten start warszawski był pierwszym medalowym dla biało-czerwonych barw i trzeba głęboko wierzyć, że nie ostatnim.

 

- Pochodzę z niewielkiej miejscowości Sosniłka blisko Lwowa – zaczyna swoją opowieść Anhelina. – Wnioskować z tego można, że polskie wpływy w mojej rodzinie były, a co więcej – wywarły na mnie istotny wpływ. Moja babcia jest stuprocentową Polką, doskonale porozumiewa się w polskim języku i ze starym krajem jest bardzo mocno związana uczuciowo. Kiedyś wyznała mi, że jej największym marzeniem będzie mój sportowy medal wywalczony na poważnej, międzynarodowej imprezie. Medal dla Polski. I dlatego nie posiadam się z radości, że to marzenie udało mi się urzeczywistnić. Wcześniej zdobyłam dwa brązowe medale na mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata młodzieżowców. Oba dla Ukrainy. Od pewnego czasu reprezentuję barwy polskiego klubu MKS CEMENT GRYF Chełm. Zostałam przyjęta w Polsce bardzo sympatycznie. Od razu też zostałam otoczona opieką. Trenerzy, a właściwie wszyscy tutaj zorganizowali mi czas tak, bym spokojnie mogła trenować, a przy okazji się uczyć.

 

Trzeba bowiem koniecznie dodać, że Anhelina jest dziewczyną nie tylko uzdolnioną sportowo, ale również – a może przede wszystkim – osobą praktyczną. Doskonale wie, że kariera sportowa, nawet najbardziej spektakularna, trwa relatywnie krótko.

 

- Trzeba zatem zadbać o siebie, własną osobowość i po prostu się uczyć. Studiuję w Chełmie filologię słowiańską. Bo przecież jestem Słowianką – śmieje się.

 

W finale o złoty medal los przydzielił jej Białorusinkę, Irynę KURACZKINĘ. Rywalkę o kilka lat starszą, a zatem zdecydowanie górującą doświadczeniem. A przy okazji i sportowym, wymiernym dorobkiem. To dwukrotna brązowa z mistrzostw świata, dwukrotna złota z ME. To od razu sugerowało, kto będzie faworytką w tym spotkaniu. Przewidywania, niestety ziściły się. KURACZKINA zaczęła od zdobywania punktów i choć później Anhelina doprowadziła do remisu, to złudzenia prysły po minucie drugiej odsłony walki. 4:15 to suchy rezultat oznaczający przewagę techniczną. Jeszcze nie teraz…

 

Anhelina mocno przeżyła porażkę. Zapewne przeżywać ją będzie jeszcze długo. Taka już jest – nie znosi gdy w górę wędrują ręce przeciwniczek. Denerwuje się wtedy, co zresztą widać gołym okiem. Czasami, by się z tego gniewu na siebie wyzwolić trzeba użyć mocniejszego słowa i zastosować ekspresyjną gestykulację…

 

- Dlaczego przegrałam i czy byłam w stanie wygrać? To dwa pytania w jednym, na które spróbuję odpowiedzieć. Myślę że zwycięstwo było jednak w moim zasięgu. W decydującym momencie pojawiło się jednak trochę zmęczenia i tamta potrafiła ten fakt wykorzystać. Tu chyba zadziałała przewaga doświadczenia. Białorusinka jest o kilka ładnych lat starsza ode mnie i co tu ukrywać – przed walką była faworytką. Piękno sportu polega jednak na tym, że faworyci od czasu do czasu, rzadko, a jednak przegrywają. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy i że to dla mnie zagrają hymn. Dla mnie i dla babci.

 

By tego hymnu posłuchać, to i owo trzeba udoskonalić. I Anhelina ma pełną tego świadomość.

 

- Muszę doszlifować mój ulubiony rzut z bioderka i zejście do nóg. W tych elementach widzę spore rezerwy. Poprawienie tego może zaprocentować zmianę srebra na złoto. Wtedy nie będę dostawała telefonu od babci ze słowami wsparcia i pocieszenia. Mogę jeszcze dodać – jak to się po polsku mówi… Aha, woda sodowa na pewno mi nie grozi. Daję słowo!

 

Anhelina od trzech lat ma narzeczonego, polskiego czołowego zapaśnika, tyle że klasycznego. Polska jej się podoba. Lubi nasze seriale i filmy. Ogląda je na obozach kadry…

 

- Dziękuję trenerom. Dariuszowi KUCHARSKIEMU, Igorowi LOBASOWI i Piotrowi KRAJEWSKIEMU! Przy okazji chciałabym również podziękować Panu Prezesowi klubu MKS CEMENT Gryf Chełm, Mieczysławowi CZWALIŃSKIEMU, który zawsze jest pomocny i bardzo dużo dla mnie zrobił, abym mogła reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej.– kończy Anhelina.

Z Anheliną ŁYSAK rozmawiał Grzegorz PAZDYK

 

 

Chcesz byćna bieżąco?

dodaj

* Osobie, która przekazała dane Administratorowi Danych, przysługuje prawo do nakazania “zapomnienia danych”. W każdej chwili może ona zdecydować o wypisaniu się z newslettera poprzez kliknięcie w link przesylany wraz z newsletterem i usunięciu swojego adresu e-mail z bazy danych